Rzeczywistość bywa bolesna, trudna do akceptacji, weryfikuje wyobrażenie człowieka na jego temat. Czy zmierzamy w stronę czasów słabych ludzi, którzy żyją oderwani od rzeczywistości? W poczuciu złudnego ja, które unika konfrontacji z rzeczywistym światem do tego stopnia, iż wymaga od rzeczywistości, by ta była w stu procentach bezpieczna, aby przypadkiem nie zatrząść poczuciem wartości człowieka, nie zagrozić poczuciu wyimaginowanego ja? Mam wrażenie, że w tym całym hypie na narcyzm, na jakąś tam kulturę wypowiedzi, na zwracanie uwagi na uczucia innych ludzi, finalnie zmierzamy w stronę społeczeństwa, które będzie dostosowane do narcystycznych wymogów. Także beka.
Ludzie będą coraz bardziej bierni, wycofani, słabi, niezdolni do podejmowania wysiłku, pracy nad sobą i swoim rzemiosłem. Będą natomiast nieustannie próbowali dostosować rzeczywistość do własnego, zmyślonego obrazu rzeczywistego, bezpiecznego, utopijnego świata.
Społeczeństwo niedojrzałych emocjonalnie dzieci, które nigdy nie odcięło pępowiny. Problem polega na tym, że pępowina nie łączy ich z matką, a z władcą marionetek. Zatem władca ten wcale nie pociąga za sznurki. Pociąga za pępowinę, która dla człowieka staje się smyczą, łańcuchem, ogranicza zakres jego możliwości, zniewala, tworzy syndrom sztokholmski.